Wild Tee Lava Hoodie – Recenzja

Wstęp

Na pewno pamiętasz co najmniej jedno wydarzenie, w którym czułeś się ubrany totalnie nieadekwatnie do okazji. Ja mam takich sytuacji na pęczki. W naszym domu „W tym idziesz?” – wypowiadane przez moją żonę tuż przed wyjściem – stało się rodzinną tradycją. O ile zły outfit w codziennym życiu najwyżej zrani Twoje ego, źle dobrany strój do terenu może już realnie zaboleć.

A skoro już mowa o wyborach ubraniowych, czas poznać markę, która podchodzi do tematu zupełnie inaczej niż mainstream.

 

O marce

Wild Tee to mała, biegowa marka z Mediolanu, założona przez prawdziwego ultrasa. Ich produkty wyróżniają się nie tylko nietuzinkowym wzornictwem, ale też spójną filozofią – od playlist na długie wybiegania po udział w inicjatywie 1% for the planet. Tak, szyją w Chinach, ale projektują w Europie i nie boją się tego przyznać.

 

Specyfikacja w pigułce


Pierwsze wrażenia

Lava wygląda na lekko pogniecioną nawet prosto z opakowania – dzięki temu nie musisz się przejmować zagnieceniami po wyjęciu jej z nerki. Materiał z efektem marszczenia od razu zapowiada solidną dawkę luzu.

 

Testy w realu

Nie tylko do sportu

Na treningach

Podczas treningów biegowych Lava sprawdziła się zarówno jako warstwa wierzchnia na rozgrzewkę, jak i w te dni, gdy kwestionujesz swoje wybory życiowe i zastanawiasz się, czy na pewno chcesz dziś wyjść na trening. Kurtka nie ogranicza ruchów nawet przy dynamicznych ćwiczeniach – nadmiar materiału i lekkość powodują, że praktycznie jej nie czujesz.

Bez problemu mieści się w kieszeni spodni, pasie biegowym czy kamizelce, a nawet w dłoni. Producent zastosował wysokiej jakości DWR2, więc Lava radzi sobie z większością małych i średnich opadów – testowałem ją nawet podczas miejskiej ulewy na rowerze (10 minut w deszczu) i dała radę, czego nie mogę powiedzieć o moich butach.

Na co dzień

Przez ponad 3 miesiące Lava była moim codziennym kompanem. Testowałem ją jako „daily driver” podczas spacerów z dzieckiem, wyjść z psem czy załatwiania sprawunków rowerem po mieście. Materiał z efektem marszczenia sprawia, że kurtka nie wygląda zbyt sportowo – śmiało możesz ją wrzucić na siebie nawet, gdy chcesz wyglądać bardziej casualowo.

Marszczenie daje nadmiar materiału, więc podczas ruchu kurtka nie ogranicza – materiału jest na tyle dużo, że zmieścisz pod nią niemowlaka w nosidle. Kurtka świetnie się kompresuje i mieści w większej nerce – a że zawsze wygląda na lekko pogniecioną, po rozpakowaniu nie musisz się przejmować zagnieceniami. To naprawdę wygodny ficzer na co dzień.

 

Trening w ulewie

Przemokła, nic dziwnego, ale komfort termiczny utrzymała w tych wątpliwych warunkach

Oddychalność i wiatroodporność są na poziomie topowych kurtek mainstreamowych marek – nie ma się do czego przyczepić. Przy mocnym wietrze kaptur potrafi robić za spinakera, bo brakuje mu regulacji.

DWR (Durable Water Repellent) – trwała impregnacja odpychająca wodę, naniesiona na zewnętrzną stronę materiału.

 

Perspektywa ADHD

Brak kieszeni? Dla wielu to wada, ale dla mózgu ADHD to błogosławieństwo. Zero możliwości, by „zgubić” baton sprzed dwóch sezonów – kto nigdy nie znalazł zapomnianej rzeczy w zimowej kurtce rok później, niech pierwszy rzuci kamieniem. Konstrukcja zero–jedynkowa = zero rozproszeń.

 

Do poprawki

Wentylacja – jakąś forma wentylacji, na litość boską! Napy pozwalające używać kurtki uchylonej, czy podwójny zamek. Cokolwiek, byle nie trzeba było zdejmować całej kurtki, żeby nie zamienić się w gotowaną krewetkę.

Regulacja kaptura – tutaj moim faworytem jest Storm Chaser. Jakąś forma regulacji zdecydowanie poprawiłaby użyteczność, bo obecnie kaptur ma własną wolę i robi, co chce.

Kieszonka kompresyjna od wewnętrznej strony – serio?! Kieszonka, która mogłaby mieć funkcję przechowywania nie tylko kurtki, chyba nie muszę tego tłumaczyć. Czasem człowiek potrzebuje schować klucze, a nie tylko składać kurtkę jak origami.

 

Porównanie

Lava Hoodie to typowy przykład minimalistycznej wiatrówki, która nie próbuje być wszystkim naraz, ale w swojej klasie radzi sobie naprawdę solidnie. Parametrami i przeznaczeniem plasuje się gdzieś pomiędzy Patagonia Airshed Pro a Houdini – oba te modele to uznane klasyki w świecie outdooru: Houdini słynie z bardzo dobrej ochrony przed wiatrem i kompaktowości, Airshed Pro stawia na oddychalność i komfort podczas intensywnego wysiłku.

Lava nie wygrywa w każdej kategorii – nie jest najbardziej zaawansowana technologicznie, nie ma miliona bajerów, ale właśnie dzięki temu świetnie sprawdza się jako codzienny, uniwersalny wybór. Jeśli szukasz kurtki, która po prostu działa i nie wyciąga z kieszeni fortuny, Lava Hoodie jest bardzo mocnym konkurentem dla dużo droższych modeli. To taki sprzęt, który bez zbędnego szumu robi robotę – i to zarówno na treningu, jak i w miejskiej dżungli.

A co ciekawe, minimalizm i funkcjonalność Lava Hoodie docenił nawet światowy gigant – On Running. Ich Pace Run Jacket wygląda jakby ktoś bardzo dokładnie przeanalizował Lava Hoodie i postanowił zrobić własną wersję. Czy to inspiracja, czy już kopiowanie? Oceń sam, ale jeśli wielka marka sięga po te same rozwiązania, to chyba znaczy, że Wild Tee trafiło w dziesiątkę.

Za tę cenę trudno znaleźć coś lepszego, jeśli cenisz prostotę, niską wagę i kompaktowość, a nie potrzebujesz wodotrysków.

 

Werdykt

Blisko kurtki idealnej – tak blisko, że właśnie zamówiłem dla kompletu Lava Vest. Lava Hoodie zostaje w szafie i pewnie znowu wypadnie z niej pierwsza, gdy padnie pytanie: „czy brać kurtkę, czy może...?” Bierzesz – i po temacie.


Previous
Previous

Patagonia Airshed Pro – Recenzja