Patagonia Airshed Pro – Recenzja
Wstęp
Nie wiem jak ty, ale ja mam wrażenie, że istnieje grupa produktów, które są w Polsce totalnie niedocenione.
Nie mówię o egzotycznych wynalazkach z Kickstartera, tylko o sprzętach, które są dostępne, sprawdzone, świetnie zaprojektowane – ale jakoś mało kto o nich mówi.
Jakbyś zapytał przeciętnego turystę o windshirt, to pomyśli, że to nazwa craftowego piwa. Tymczasem to kawał szpeju, który w USA noszą wszyscy – od ultrabiegaczy po rangerów w Utah.
Jednym z takich „produktów widmo” (przynajmniej w mojej bańce) są windshirty. A że lubię kopać w niszy – to dziś opowiem ci o jednym z nich. I to nie byle jakim.
Marki Patagonia nikomu przedstawiać nie trzeba – wszyscy wiemy, że to ikona. Chociaż… dziś więcej Patagonii widzę na lotniskach niż na szlaku.
Nie zrozum mnie źle – komercyjny sukces marki, która wyrosła z klimatu wspinaczkowego Yosemite, to piękna historia. Ale cieszy mnie, że wciąż w ich ofercie da się znaleźć rzeczy zrobione z myślą o prawdziwym outdoorze, nie Instagramie.
Zabawne jest to, że pierwszym produktem Patagonii, jaki kupiliśmy z Kasią, był plecak Nine Trails 9L. Wtedy nie wiedzieliśmy, że to plecak biegowy – ale działał świetnie jako EDC.
Dziś na tapet trafia coś z zupełnie innej bajki, choć z tej samej trailowej rodziny – Patagonia Airshed Pro, czyli windshirt, który powstał z myślą o ultra i trail runningu.
I który miał być na zawody, a skończył jako moja zbroja na poranne spacery z psem, jazdę po bułki i skitury w lutym.
I który, mimo że został zaprojektowany dla ultrasów, u mnie zagościł na dobre w zupełnie innych warunkach
Specyfikacja w pigułce
Waga: 105 g
Materiały: Ripstop (tors + rękaw krótki), Capilene Cool Lightweight (kaptur + rękaw długi)
Zamek: Długi, dwukierunkowy
Kieszenie: Jedna kompresyjna z tyłu kaptura (nowsze wersje mają dodatkową na piersi)
Krój: Athletic, dopasowany
Cena: Sporo – ale da się z tym żyć
Pierwsze wrażenia
Bierzesz tę bluzę do ręki i od razu czujesz, że to sprzęt z wyższej półki.
Materiał? Lekki, mocny i zaskakująco przyjemny. Połączenie ripstopu z Capilene to coś więcej niż design – to funkcja.
Ripstop to tarcza, Capilene to oddech. Zaciągniesz rękaw na gołą rękę, to nie szoruje jak papier ścierny.
Testy w realu
⛷ Skitoury
To ciuch, który zakładam na 80% podejść. Serio. Pod spód tylko cienkie merino – i jazda.
Najczęściej Sensor Merino Air z długim rękawem – cienizna, ale robi robotę.
Nie potrzebuję softshella ani nic więcej, dopóki nie wali śniegiem poziomo.
Kaptur działa jak kominiarka: przylega, nie odstaje, da się go założyć pod kask. Wysoka garda grzeje szyję i pozwala zrezygnować z buffa.
Dwukierunkowy zamek to złoto:
→ górą zapinasz pod sam nos,
→ dołem uchylasz – i masz wentylację,
→ a do detektora nadal masz dostęp (bo zostaje pod jedną warstwą, a nie wciśnięty gdzieś pod membranę).
Skompresujesz ją w kulkę wielkości gogli, więc po dotarciu na grań wrzucasz do plecaka i nie zajmuje miejsca.
Testowałem – mieści się idealnie do worka po Julbo Aerospace.
Przerwa na herbatkę? Wyciągasz i znowu kaptur robi robotę.
🏃♂️ Bieganie
Używam jej od miejskich wybiegań, przez treningi w lesie, aż po zawody spod egidy UTMB.
Czasem zakładam ją na koszulkę, ale często też... bezpośrednio na gołe ciało – nie obciera, nie wkurza.
Świetnie oddycha, nawet przy intensywnych interwałach.
Zamek robi różnicę – możesz się rozpiąć od dołu, gdy zaczynasz się gotować.
Mieszczę ją do nerki, kamizelki biegowej albo nawet trzymam w dłoni – zero dramatu.
W przeciwieństwie do hardshella, który trzepocze na wietrze jak flaga przed urzędem.
👉 Największy minus? Jeśli masz ją pod kamizelką, nie ściągniesz jej „w biegu”.
Zamki są zasłonięte przez paski kamizelki – a to upierdliwe. Nauczyłem się tego na własnej skórze podczas Mozart Light by UTMB.
Padało, miałem ją pod kurtką, kamizelkę na wierzchu – i koniec wentylacji.
Było 12°C, lało jak z cebra i po godzinie czułem się jak worek z kompostem. Lesson painfully learned.
🚴♂️ Rower
Airshed sprawdza się też na rowerze – i to w sposób zaskakująco wygodny. Możesz ją założyć bez zdejmowania kasku.
Kaptur pod kaskiem daje ciepło i osłonę od wiatru.
Krój nie krzyczy „szosa z segmentu PRO” – spokojnie wpasuje się w klimat bikepackingu.
Nie lubisz lajkry? To coś dla ciebie.
Minus: kaptur nie wchodzi na kask – tylko pod. Ale hej, coś za coś.
🧳 Na wyjazd / codzienność
To bluza, która zawsze leci ze mną na wyjazd. Nawet jak nie wiem, czy będzie padać, świecić czy napieprzać wiatrem. Po złożeniu zajmuje tyle miejsca co paczka żelek Haribo.
Używałem jej w górach, na rowerze, na spacerze z dzieckiem i... przed telewizorem (nie oceniaj mnie). Jak się ogląda filmy górskie to trzeba się adekwatnie ubrać, czyż nie?
Pranie? Suszarka? Upychanie w plecaku? Przeżyła wszystko. I nadal wygląda OK (no dobra, trochę pognieciona – ale z charakterem).
Perspektywa dla roztrzepanych
Ta bluza to ADHD-hack: nic nie wystaje, nic nie odpina się samo.
Brak kieszeni = brak decyzji, gdzie co schować (a co zgubić). Kompresyjność i jeden zamek – zero zbędnych bajerów.
Co poszło dobrze (a co nie)
Co pokochałem:
✔ Dwukierunkowy zamek – wentylacja jak marzenie
✔ Przylegający kaptur – działa jak buff i czapka w jednym
✔ Kompresja – serio, to się mieści wszędzie
✔ Oddychalność i wygoda – nawet bez koszulki pod spodem
Co mnie wkurzyło:
✘ Brak kieszeni – jedna więcej by nie zaszkodziła
✘ Ripstop się gniecie – wygląda jak z dna plecaka
✘ Trudno ją zdjąć spod kamizelki – szczególnie w biegu
Porównanie
Ciężko znaleźć dobre porównanie do Airshed, który jest bluzą, a nie kurtką.
Bezpośrednie porównanie z mojej szafy to Lava Hoodie od Wild Tee. Oba produkty mogę polecić.
Jeżeli szukasz czegoś bardziej na co dzień, co nie krzyczy z daleka „jestem sportowym ciuchem”, to Lava będzie bardziej odpowiednia. Airshed lepiej oddycha, ma lepszy kaptur i gorszą cenę :).
Robiąc szybki przegląd rynku – z tanich opcji Quechua MH900 wydaje się ciekawą alternatywą, ale to też jest kurtka! Za to przy wadze 83 g oferuje dwie kieszenie boczne. Znając materiały z Decathlonu (skądś te ceny się biorą), oddychalność będzie dużo gorsza niż mają powyższe propozycje. Jak zawsze w przypadku rzeczy z Decathlonu – polecam je przymierzyć, bo można się mocno zdziwić, jak źle są uszyte (w moim przypadku to dotyczy przede wszystkim spodni).
Na drugim końcu polityki cenowej mamy Gamma Lightweight Hoody od Arc'teryx. Nie jest to windshirt, a bardziej lekka kurtka softshellowa – niemniej jednak warto wspomnieć o tej opcji. Techniczny krój z moimi ulubionymi kieszeniami (o tym kiedy indziej) na klatce, kaptur 3D i wiele innych funkcjonalności.
Ale czy to jest produkt do biegania? Nie!
Werdykt
Zostaje. I to z przytupem. Używam, testuję, katuję – i zamówiłem drugi. Jeśli możesz wydać trochę więcej na bluzę, która ogarnia bieganie, skitoury, rower i życie – to może być Twój nowy ulubieniec.
Końcowe przemyślenia
Jeśli zobaczysz gdzieś gościa, który goni dziecko, zasuwa na skiturach albo poci się na treningu w górach –
i za każdym razem ma na sobie tę samą dziwnie gniecioną bluzę – to jestem ja.
I nie – nie zamierzam jej zamieniać. Czasami zmieniam na bardziej pogniecioną Lave.
